czwartek, 23 stycznia 2014

Penne z sosem bolońskim


Czy własny blog może mieć wpływ na gotowanie? Hmmm...

Ruda Dama lubi gotować i jednym z miejsc, w których znalazła się z wyboru, jest kuchnia. Dziś zaserwowała obiad sztandar. Robi się szybko, wszyscy uczestniczący w obiedzie zajadają i talerze wylizują.  Robiłam to już wiele razy i efekt zawsze spotykał się z uznaniem.

Dziś gotowanie nie przyszło jednak z taką łatwością, jak dotąd. Bo myśli uciekały wciąż w stronę dokonań w innej dziedzinie...
Początkowo było jak zwykle. Normalnie nalałam wodę do garnka. Posoliłam. Włączyłam gaz. Cebulę również pokroiłam zupełnie bez przeszkód i nie uroniłam nawet ani jednej łzy. Wybrałam odpowiednią marchewkę, starłam na tarce, czosnek zmiażdżyłam. Wszystko razem podsmażyłam na patelni. W początkowej fazie przygotowywania tej potrawy czynność podąża za czynnością, więc nie ma czasu na myślenie o czymś innym niż odpowiednie warzywo. Czas na myślenie zaczyna się wtedy, gdy woda na makaron zaczyna wrzeć, warzywa wraz z pomidorami i mięsem skwierczą sobie przyjemnie na malutkim ogniu i zaczynają roztaczać smakowitą woń.
Ruda Dama nasypała makaron do garnka i odpłynęła myślami w stronę bloga. "Zrobię dziś zdjęcie do tego tematu, który chodzi mi pogłowie". Osobowość Rudej, jeśli chodzi o czyny, jest iście ognista, co pomyśli głowa musi być zaraz wprowadzone w czyn. Złapała więc Ruda za aparat i odpowiedniego ludzika (tak, tego z notatki poprzedniej), jęła przystawiać sypialniany stoliczek do lustra w szafie, ustawiła ludzika. "Chyba może być" - pomyślała i zaczęła pstrykać kolejne ujęcia, które to ujęcia,  wychodziły zawsze nie tak. A to noga łóżka wepchnęła się w kadr, a to drzwi również chciały odbijać się w lustrze. Kiedy wreszcie ludzik był sam wraz ze swoim jakże pozytywnym odbiciem, Ruda Dama przypomniała sobie o... gotującym się makaronie i pykającym na wolnym ogniu sosie. Porzuciła, jak niektóre Damy mają w zwyczaju, swój obiekt dotychczasowego zainteresowania i poczęła zajmować się makaronem, który zmiękł aż nadto. Sosu na szczęście nie trzeba było reanimować.
"Uff" - odetchnęła z ulgą Ruda Dama i powróciła czym prędzej do kadrowania. "Chyba mam to wreszcie" - pomyślała Ruda przy około trzydziestym ujęciu - "zaraz, zaraz tą wypowiedź gdzieś już słyszałam..." Myśląc, gdzie też to słyszałam, udałam się do kuchni, nadal nie mogąc przypomnieć sobie pochodzenia wspomnianych słów,  połączyłam makaron z sosem oraz potarłam ser. I już, już miałam wstawiać do piekarnika, gdy zdałam sobie sprawę, że nie dodałam niezbędnych, jak dla mnie, przypraw do tej potrawy - bazylii i oregano. I tak z penne z sosem bolońskim nie wyszedł mi o mały włos kompletny klops. Ruda głowa nie załamuje się bez walki. Oregano i bazylię dodałam post faktum. Efekt?
 
Gdyby nie blog, wiedziałaby o akcji ratunkowej tylko Ruda Dama. A więc cicho sza... Plizzzz

1 komentarz: